Dla porównania - we wrześniu wyglądało to tak:
Nigdy nie uważałam, że ten haft jest idealny, co więcej - traktowałam jako treningowy w nauce parkowania, mam świadomość wielu jego braków i niedostatków. Ale na żadną wystawę się z nim nie wybieram, a podziwiać całość będę jedynie z daleka - i innym też to radzę ;) .
Parkowanie miałoby sens, gdyby nie moja niecierpliwość - chciałam zacząć haft już, natychmiast, nie mając kompletu mulin. Tym samym narobiłam sobie niezłego bigosu i wspomnianych już dziur, które trzeba było mozolnie uzupełniać, tworząc wyboje na hafcie... Ostrzegam, wygląda to koszmarnie...
Jeśli do tego dołożymy zbyt grubą igłę - bo przecież ciągle mam ich za mało na te 70 kolorów, więc chwytam, co się da - to robi się z tego mały koszmar...
Za to prawa strona haftu osładza nieco nieprzyjemności lewej. Zalety wyszywania z parkowaniem widać od razu...
Zatem mądrzejsza o nowe doświadczenia zabieram się za drugą połowę haftu, następne osiem stron. Tym razem z parkowaniem, bez dziur, rzędami ale nie stronami i bez grubych igieł. Czas wreszcie zbudować ten pomost! Trzymajcie proszę kciuki za powodzenie tego postanowienia.
Pozdrawiam Was serdecznie!