niedziela, 14 kwietnia 2019

Mały fioletowy cud

Pojawił się w ubiegłym roku. Jeden, dosłownie: JEDEN. Początkowo przyglądam mu się podejrzliwie, niby wyglądał inaczej niż zawiązki liści, ale może mi się wydawało... Wszak kiedy człowiek czeka trzynaście lat (sic!) aż mu roślina zakwitnie, to ma pełne prawo stać się podejrzliwym, prawda? Jednak wkrótce moje wątpliwości zostały rozwiane w zjawiskowy sposób :)



Tak, tak mowa o wisterii. Bestia jedna, troszkę długo kazała na siebie czekać, ale za to subtelność jej kwiatów i urokliwy zapach choć w części zrekompensowały to oczekiwanie.
Domyślacie się, o czym pomyślałam, kiedy minął pierwszy atak euforii? ;) Oczywiście, że tak! Trzeba odkurzyć zielnik i wyszyć wisterię. Haft zaczęłam niedawno, bo chciałam zgrać jego powstawanie z okresem kwitnienia krzewu. A chyba mogę w tym roku liczyć na coś więcej niż jedną kiść ;)


Oczywiście o ile żadne mrozy, śniegi i inne katastrofy nie zdecydują inaczej... Dlatego chodzę, chucham, dmucham i powoli stawiam krzyżyki na tamborku.




Dziewczyna, przy której tak mocno mnie wspieracie - dziękuję Wam za to ogromnie! - ma chwilową przerwę. Rozumiecie, jak wiosna wybuchnie nagle, to kwiaty zaczną pęcznieć w oczach, trzeba się pospieszyć ;) 
Dziękuję Wam za odwiedziny i pozostawione dobre słowa!
Pozdrawiam Was serdecznie!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...